Park Cevennes, Anduze, Lasalle, Nimes, czyli ucieczka w naturę

Nie byłam pewna tego wyjazdu. Miałam jeszcze prace do wykonania i biłam się z myślami co wybrać. Przeważyła przygoda i możliwość spotkania się z Marcelą, wolontariuszką z Vienne w miejscu, które opisywała jako przepiękne. Zaproponowała camping, a że dodatkowo lubię robić rzeczy, których nigdy nie miałam okazji spróbować powiedziałam sobie: to jest okazja: jedź. Wyszukałam Flixbusa za 9 e do Nimes, a później to już samo poleciało. Tak szczęśliwie nam się ta podróż ułożyła, że nie jeszcze teraz przecieram oczy ze zdumienia! Bo ona jadąc z Vienne chyba oczarowała jakoś kierowce blablacara, bo przyjechali po mnie do Nimes, zawieźli nas pod sam camping w Anduze i takim sposobem dotarłyśmy bezpiecznie na miejsce około 19. Zbudowałyśmy dom i poszłyśmy na spacer. Okazało się, że łączy nas kilka rzeczy i bardzo dobrze nam się rozmawiało. Wymienianie się doświadczeniami z naszych wolontariatów i porównywanie ich było bardzo inspirujące, każda z nas chyba znalazła w rozmowie zrozumienie. Po prostu lepiej się nie mogło mi trafić. Ale tak jak już długo to powtarzam to mam jednak szczęście do ludzi, trafiam na diamentowe jednostki!
Ale do rzeczy. Camping. Ja taki żółtodziób, ale tak dobrze, że wzięłam mój ciepły kombinezon, że humus i guacamole też zatargałam. Pierwsza noc jednak uświadomiła mi, że mimo, że w ciągu dnia temperatura była wysoka, a słońce piekło to w nocy trzęsłam się z zimna. Żałowałam, że nie upchałam cieplejszych skarpet. No cóż człowiek uczy się na błędach.
Leniwo przeciągnęłyśmy się przed 10, zjadłyśmy po bananie, ogrzałyśmy się pod prysznicem i wyruszyłyśmy podziwiać i odkrywać teren. Zaczęłyśmy spokojnie od herbaty (Marcela od kawy) w uroczej małej lokalnej restauracji. Po wybraniu w końcu gdzie się udajemy zaczęłyśmy łapać stopa. Poszło mega sprawnie, 3 na 4 stopy, które tego dnia złapałyśmy zatrzymały się zaraz po wyciągnięciu stopa. Nie mogłam w to uwierzyć. Ludzie są naprawdę niesamowici.
Zrobiłyśmy wspaniały spacer w Lasalle, widziałyśmy przepiękne krajobrazy, domki, owieczki, konie, wodospady. Czas się zatrzymał, a my chłonęłyśmy chwilę. Ja w poczuciu totalnej wolności i szczęścia.
Jeden dzień, ale bardzo intensywny. Druga noc była już cieplejsza, bo Marcela załatwiła koc (chyba umie rzeczywiście czarować ludzi) i nie było problemu, opatuliłam się wszystkim co miałam, a następnego dnia o 6:30 wyłączałam budzik. Tak dla mnie to była godzina powrotu. O 14 miałam swojego busa z Nimes do Tuluzy, a jedyny bus, który jechał z Anduze do Nimes był o 7:30. Co i tak było ok, bo miałam czas na zwiedzenie Nimes, które mnie urzekło! Nie zbyt duże, ale bogate architektonicznie. I jeszcze ta pogoda!! <3
To była kolejna super wycieczka!
dom zbudowany 
 pierwsze spojrzenie na Anduze







tutaj już w piątek rozpoczynamy przygodę przy pięknej pogodzie w rzece obserwując ryby i żurawie


tutaj chlipałyśmy ciepłe napoje na dobry początek dnia

wybór destynacji. padło na LASALLE

i szamka, tutaj atakuję południowy przysmak : fougasse 

w czasie przegryzania fougasse natrafiamy na lody. atakuję gałkę o smaku solonego karmelu 

a Marcela o smaku lawendy

Po pierwszej podwózce trochę za Anduze kontynuujemy trochę pieszo i natrafiamy na konie. Ciekawskie, bo podeszły zaraz do nas, wg. mnie wyczuły moją bułkę fougasse z boczkiem.



St. Hippolyte du Fort
Jest i Lasalle

z bagietką w podróży








leżymy i odpoczywamy przy takich widokach

idziemy zjeść nad wodospadem

ale zaraz zaraz! co tam piękne widoki jak tu na drodze trzeba na OWCE uważać! MEGA znak





kolorowym niebem żegna nas Anduze
A tu już Nimes:












Brak komentarzy

Obsługiwane przez usługę Blogger.