- jest tylko przeszłość

pokój praktycznie posprzątany, plecak w połowie spakowany, walizka na wrzesień w 1/3 przygotowana. już po raz kolejny w przeciągu 2 lat przenoszę się w inne miejsce. pierwszy raz jednak chciałabym tutaj zostać dłużej. w tej małej, spokojnej mieścince, gdzie ludzie mają przedziwny akcent, gdzie czas płynie w rytmie rzeki Gers. zostawię tutaj znajomych, przyjaciół, relacje, które udało mi się nawiązać oraz kawałek mojej duszy. ostatnio dowiedziałam się, że ten departament jest najbiedniejszy (finansowo) we Francji, ja znalazłam tutaj nie jedno bogactwo. 
cieszę się, że spędzę kilka tygodni w Polsce zanim zacznę (mam nadzieję) nową przygodę. Być może ostatnią we Francji. mam wielką chęć coś robić, cokolwiek, być między ludźmi. co tutaj w Auch nie jest łatwe jak wszyscy twoi znajomi albo pracują albo są na wakacjach. Łapiesz się krótkoterminowych zadań, próbujesz pomóc komu się da, wywołać uśmiech na twarzy i uświadamiasz sobie, że z niektórymi rozmawiasz za pewne po raz ostatni. rozstania nie są proste. ale najważniejsze wiedzieć, że nadszedł na nie czas i przyjąć je jak każde inne wydarzenie. 
w Polsce będzie trochę czasu na podbudowanie starych znajomości, na wycieczki rowerowe i zwiedzanie kraju. będę miała to szczęście gościć dwie moje Francuskie koleżanki podczas mojego pobytu. jestem ciekawa co sama odkryję u siebie w okolicy. 
.
nieco dziwne, że każdy dermatolog w Polsce oraz wiele stron w internecie jakie w tym temacie czytałam mówi mi, że na mój trądzik jest połączony z tym co jem. idę do lekarza ogólnego we Francji i mówi, że to nie ma wpływu. kolejno do dietetyka, który rozwija temat tłumacząc mi, że rzeczywiście to nie ma znaczenia. pokazuje mi jak mam jeść i mówi, że trądzik jest odzwierciedleniem tego jak się czuję wewnątrz. patrząc na moją twarz mogę śmiało stwierdzić bez głębszych analiz, że nie jestem w najlepszym stanie. co więcej po zastanowieniu mogę powiedzieć, że to ma sens. wszystko sprowadza się do tego, żeby żyć w zgodzie z samym sobą. żeby prawdą nie kłamstwem siebie karmić. uporządkowanie relacji z nami samymi będzie oznaczało poprawę relacji z resztą świata.
.
znowu zaczęłam marzyć, kreować w mojej głowie prawie niemożliwe historie, wymyślać jak osiągnąć cel. zapominam często, że żeby osiągnąć jakiś cel potrzeba czasu. zawsze potrzeba czasu. więc jak już coś mamy w głowie trzeba zacząć to realizować. samo się nie zrobi. nie zaczniemy, a czas i tak będzie płynął. w związku z tą oczywistą refleksją postanowiłam na nadchodzący rok który spędzę za granicą ustalić sobie cele, które chcę podczas mojego pobytu osiągnąć. jest całkiem sporo spraw, które nad którymi chciałabym popracować. moja w tym głowa, żeby ułożyć to lepiej niż w roku ubiegłym, gdzie musiałam niejako żonglować moimi celami w wyniku czego część z nich wypadała mi z rąk. nie moja wina, że żonglerka nie jest moją mocną stroną. a tak na poważnie widzę, że nie ma sensu robić wszystkiego na raz i stawiać sobie wysoko poprzeczki. jest duża szansa, że to się po prostu nie uda i z połowy celów trzeba będzie zrezygnować. wystarczy wybrać to na czym nam najbardziej zależy. płaski brzuch, hajs na wycieczki, zdrowe odżywianie czy nauka nowego języka ? po kolei, zrobi się. jest czas.
.
miałam ostatnio dużo czasu dla siebie. ale jako, że jestem introwertykiem (ciągle nie jestem pewna, czy wrzucanie się do jakiegoś worka jest dobrym pomysłem) nie przeszkadzało mi za bardzo przebywanie z samą sobą. sporo czasu zmarnowałam, resztę próbowałam zapełnić robieniem czegoś co byłoby w jakimś stopniu użyteczne dla innych, a kilka momentów przeznaczyłam na refleksje, na pytania, najczęściej takie bez odpowiedzi, na przypuszczenia, na analizy, na zamartwianie się. ostatnio tego martwienia się było całkiem sporo. chodzenie w stresie, bez regularnej pracy wpływa na mnie nie najlepiej. a to w znacznej mierze przez biurokrację we Francji. wymaga się mnóstwa dokumentów a ich studiowanie zabiera jeszcze więcej czasu. jestem świadoma, że nie mam prawa narzekać. jestem tu i zawsze będę obca, z zagranicy, nie-Francuzka. przyjechałam, bo tak chciałam i nikt mnie do tego nie zmuszał. w mojej gestii jest niejako dopasować się do sytuacji. ale jeszcze o zamartwianiu się. zadaję sobie pytanie : po co ? nie ma to najmniejszego sensu. jeśli z mojej strony zrobiłam wszystko co mogłam to zostaje mi czekać jak sytuacja się rozwinie i na nią zareagować. przecież nie raz radziłam sobie z trudnymi sytuacjami, więc głowa do góry. tak, czasem potrzebuję sama siebie dopingować. jakie jeszcze inne myśli cyrkulują pod moją jakże bujną już czupryną ? że uczę się świadomie żyć. odkrywam co to znaczy. staram się zrozumieć różne procesy zachodzące w życiu, pogodzić się z tym co było, nie oczekiwać nic od nikogo ani niczego, być tu i teraz, oddychać głęboko, myśleć o innych, a mniej o sobie, doceniać każdą chwilę.
.
a więc mam konkretne wskazówki od dietetyka co mam robić, żeby wrócić do dawnej wagi. o tak, jeśli miałabym wskazać wady mojego wyjazdu do Francji było by to łakomstwo, które doprowadziło mnie do zaproszenia kilku kilogramów więcej do mojego brzucha i nóg. setki odmian serów, przepyszne tarty, desery, wyśmienite suche kiełbaski nie pomagają w dbaniu o linię. ja jednak do tej pory robiłam wszystko źle. brak konsekwencji też nie pomaga. ciastko z czekolada też nie. ale to da się zrobić. jestem dobrej myśli. kluczem jest nie kupować ciastka. 
.
w tym miesiącu pierwszy raz odkąd jestem we Francji (ponad 2 lata) naszła mnie myśl, żeby zmienić kraj. nie potrafię w sumie wytłumaczyć czemu tak mocno chce tu zostać. no jeszcze chcę. chociaż w głowie zaczyna kiełkować nowy plan, który w zależności od sytuacji będzie mógł lub nie się rozwinąć. być może dlatego, że jestem bliżej niż dalej osiągnięcia mojego pierwotnego celu jakim była nauka francuskiego? nie jest jeszcze perfekcyjnie, jest wyraźny wschodni akcent, są jeszcze błędy, ale nie ma za to większego problemu z komunikacją. wręcz przeciwnie, widzę jak bardzo drugi język przyczynił się do mojego rozwoju! mimo, że mi samej jest ciężko odczuć różnicę to jednak każdy zrozumiany żart, ciekawa dyskusja lub film po francusku uświadamia mi jak długą drogę przeszłam. to też powinno być dla mnie dobrą motywacją, że cele się osiąga a nie tylko wypisuje na kartce.


origami składane przez koleżankę. niebo zamiast twarzy wklejone przeze mnie. 


głowa w chmurach

Brak komentarzy

Obsługiwane przez usługę Blogger.