piątkowa Tuluza - udana.

Tuluza, która zaczyna mi się podobać. Być może przez to, że pierwszy raz miałam okazję powłóczyć się jej ulicami sama. Zajrzeć tam gdzie mnie wzrok ciągnął, zmieniać trasę, zatrzymywać się gdzie było interesująco, a mijać miejsca dla mnie obojętne, a przede wszystkim iść własnym tempem. Usiąść na ławce w parku zajadając się sałatką i przyglądając się gołębiom. Wpaść do " salon de thé" na pyszną popołudniową zieloną herbatę przy jazzowej melodii. Takie odkrywanie miasta jest całkowicie w moim stylu. I dodatkowo tego w ostatnim czasie potrzebowałam. Zatrzymać się i skupić na chwili bieżącej, zapomnieć o ciągle powracającym pytaniu o przyszłość. Cieszyć się słońcem, nowym notesem do rysunków, kupionym twarogiem w ruskim sklepie i grzeszeniem podczas diety.


























Brak komentarzy

Obsługiwane przez usługę Blogger.